Śledzę...

piątek, 24 lipca 2015

To dziw­ne, że czym bar­dziej sta­rasz się pos­przątać, poukładać, tym większy ro­bi się bałagan...



Na zdjęcia nadejdzie czas :) na razie mam taki bałagan, że nie wypada robić zdjęć ;) 
Dzisiaj próbuję się odkopać w pracy i nie ukrywam, że ciężko mi idzie. Aura za oknem nie pomaga. Jest za ciepło, za duszno, wiatrak już też opada z sił, a tu trzeba nabrać sił i zebrać się w sobie żeby weekend przeżyć.
 Jutro jedziemy z Teściami do Szwagra na Ślůnsk, a to dla mnie ciężkie przeżycie… za każdym razem. Trzeba się uśmiechać i być miłym dla ludzi, którzy zasypują Cię historiami o życiu prywatnym całkiem obcym Tobie osób albo wypytują o intymne szczegóły Twojego życia (mam nadzieję, że koleżanki z pracy mojej Teściowej nie wiedzą jaki mam rozmiar biustu, albo jakiego papieru toaletowego używam). Pocieszeniem dla mnie jest, że od razu jutro wracamy do domu,a Teście zostają w Zobrzu do niedzieli i w drodze powrotnej zabierają mojego Małżonka do Rzeszowa. Wróci pewnie późnym wieczorem, więc pół niedzieli mam tylko dla siebie, będzie szaleństwo i rozpusta :)

Na koniec rzecz NAJWAŻNIEJSZA - dlaczego nie mogę czytać http://pani-b.blogspot.com/  ?? :(

wtorek, 21 lipca 2015

You know nothing Jon Snow...



Chyba nadszedł czas na powrót.

Człowiek się starzeje, a to się w moim przypadku wiąże z tym, że budzi się we mnie zwierz… i co najgorsze – to leniwiec!

Nie powiem, że nic nie robię, bo akurat ostatnie pół roku (może 8 miesięcy) zasuwałam jak mały motorek. Wszystko to przez jeden z największych projektów mojego życia czyli mieszkanie. Tak, kupiliśmy mieszkanie :) wychodzi na to, że Krakowa już raczej nie opuszczę.
Wszystko zaczęło się rok temu, kiedy wróciliśmy z wakacji i uznaliśmy, że takie powroty do cudzego mieszkania to nie są powroty do domu. Zaczęliśmy grzebać w ogłoszeniach osób prywatnych, bo na rynku wtórnym można czasami znaleźć niejedną perełkę i równocześnie przeglądaliśmy oferty od deweloperów. Liczyliśmy się z koniecznością brania kredytu, więc uznaliśmy, że poszukamy czegoś większego niż kawalerki. Może kiedyś zaludnimy wolny pokój… a może po prostu jedno z nas będzie czasami chciało pobyć w odosobnieniu przez chwilę ;)
Uprzedziłam naszych współlokatorów jak sprawa wygląda i okazało się, że w sumie to starszy też się zastanawia nad własnym lokum, a teraz skoro my planujemy wyprowadzkę to im już się nie będzie kalkulowało wynajmować mieszkania. No i pewnego dnia pojechałam ze starszym obejrzeć mieszkanie, które sobie upatrzył na necie. Obejrzeliśmy, obadaliśmy, popytaliśmy. Starszy w sumie od razu się zdecydował, a ja od razu zadzwoniła do małżonka, że osiedle jest spoko, nawet jak się okazuje trochę znajomych tutaj mieszka i że może też byśmy tu coś znaleźli. Przyjechaliśmy na następny dzień, powiedzieliśmy w biurze sprzedaży czego szukamy i miła Pani nas oprowadziła. Od strzału znaleźliśmy swoje lokum :)
Potem już wszystko szybko się potoczyło: umowa przedwstępna, doradca kredytowy, wnioski, decyzje i tak oto 07.01.2015 otrzymaliśmy decyzję z banku o udzieleniu kredytu. Kilka dni i podpisów później było przekazanie surowego lokalu i notariusz i urząd miasta i energetyka i inne takie pierdoły. Następnie szukanie po znajomych firmy remontowo-budowlanej, bieganie po marketach i długie godziny spędzane na necie w poszukiwaniu pomysłu na urządzenie naszej własnej rudery.
Prace wykończeniowe trwały ok. 2 miesiące. Jak dla mnie trochę za długo, zwłaszcza, że przez pierwsze 2-3 tygodnie kompletnie nic się nie działo, tzn robotników ni widu ni słychu... Nie poganialiśmy bo skoro była umowa i konkretny termin zakończenia prac to widać sobie poradzą. Tak też się stało, ale ile stresu nas to kosztowało to nasze.
Obecnie od już 1,5 miesiąca mieszkamy sobie sami i jest nam z tym dobrze. Mało tego, jak zatęsknimy za byłymi współlokatorami to wystarczy przejść dwie klatki dalej i już się znowu widzimy, bo mieszkamy w tym samym bloku :)
Razem ze zmianą adresu nastąpiła też zmiana pracy i u mnie i u małżonka. On dostał awans i teraz jest korporacyjnym szczurem wyższej rangi. Ja też dostałam awans i obecnie próbuję się przyzwyczaić do pracy za biurkiem od poniedziałku do piątku. Teraz na umowie zamiast recepcjonistki mam młodszego specjalistę ds. marketingu i sprzedaży. Brzmi niby ok., ale póki co trochę nudna ta praca, brakuje mi dziwnych gości przy ladzie :(
A teraz zabieram się do roboty bo jeszcze wyjdzie, że nie tylko Jon Snow nic nie wie ;)

czwartek, 31 stycznia 2013

"Stres powstaje, kiedy jesteś TU, ale wolałbyś być TAM, lub będąc w teraźniejszości, chcesz przenieść się w przyszłość. Stąd rozdarcie wewnętrzne."

Zostało dokładnie 114 dni... To stanowczo za mało żebym mogła się dobrze przygotować :/ Od samego początku zawiodła moja organizacja i siła woli, bo przecież obiecywałam sobie, że od zeszłego kwietnia zacznę ćwiczyć, pływać, cokolwiek żeby dobrze wyglądać w stroju kąpielowym na wakacjach. Nie wyszło, więc obiecałam sobie, że zacznę we wrześniu... też nie wyszło. Potem listopad miał być magiczny pod tym względem i grudzień i w styczniu też się miałam za siebie zabrać... żeby olśnić wszystkich w TYM dniu, a tu dupa :/ Teraz już nawet nie myślę żeby coś zacząć robić bo udzielił mi się klimat mojej koleżanki Bridezilli i dopada mnie stres, a że ja stres muszę zajeść to już nie moja wina. Boję się, że o czymś zapomnę, coś nie wypali, ehhhh... Poza tym, kiedy trzeba zamówić obrączki?? Czy zaproszenia zamówić już z wydrukowanymi nazwiskami gości czy wypisać je samemu? Jakie kupić buty i jak namówić przyszłego męża na frak?
Zostało dokładnie 114 dni abym i ja była Panią B. (tak się mi dzisiaj skojarzyło, że i ja po mężu będę B!)

buziaki

piątek, 25 stycznia 2013

nie ma to jak dobrze zacząć dzień w pracy...

O mało bym zapomniała co mnie dzisiaj spotkało w pracy, tak na dzień dobry. Pierwszy telefon jaki tego dnia odebrałam był dość nietypowy:

Ja: Dzień dobry tu hotel ************, nazywam się ****, w czym mogę pomóc?
Gość: Witam, zarezerwowałem u was pokój i chciałbym tylko zapytać czy można przyjmować gości?
Ja: Można ale tylko do godziny 22:00.
Gość: Ale ja chcę na dłużej bo to o dziwkę chodzi...
Ja: Słucham???
Gość: Znaczy się chciałbym zamówić sobie panią do towarzystwa, ale na całą noc... Chyba, że Pani byłaby zainteresowana? Mam dużego...

...

5088

Pisałam już, że wybrałam suknię? Wiem, pisałam :) czas się nią pochwalić skoro jest taka możliwość :) liczę na konstruktywną opinię Pani-B :)

niedziela, 20 stycznia 2013

Lipa... to takie drzewo... chyba

Jak widać  natchnienie miałam tylko w temacie ostatniego posta, bo od października nic nie napisałam. Chyba już nie potrafię na bieżąco relacjonować tego co się u mnie dzieje, albo po prostu nie ma co relacjonować :/
Jedyne co mi się ostatnio udało to wybrać suknię ślubną. Piękną. Cudowną. Najlepszą. Całkowicie inną niż planowałam :) Wszystko dzięki pomocy wspaniałej stylistki z salonu sukien ślubnych Bella Sposa na ul. św. Filipa. Kobieta doskonale wie co robi, potrafi doradzić i odradzić przede wszystkim :) Dla mnie wybrała sukienkę, w której poczułam się bardzo kobieco, elegancko i seksownie :) Jutro idę złożyć oficjalne zamówienie i wpłacić zaliczkę żeby się sukienka zdążyła uszyć przed ślubem a to przecież już niedługo. Już za niewiele ponad 4 miesiące :)

środa, 31 października 2012

Natchnienie...

Co prawda przygotowania do ślubu stanęły chwilowo w miejscu, ale tak sobie dzisiaj myślałam o rzeczach, które zostały do załatwienia i przyszła mi do głowy szalona myśl. Może bym tak zrobiła zaproszenia sama? Z ładnego papieru, wszystko ręcznie wypisane i wyrysowane. Masa roboty, ale myślę, że takie zaproszenia będą miały duszę... jak ja :)
W przyszłym tygodniu spróbuję wyciągnąć Arlu na obchód po salonach sukien ślubnych i osiągnąć niemożliwe czyli znaleźć suknie możliwie podobną do tej, którą zleciłam krawcowej i sprawdzić czy moja wymarzona kreacja sprawi, że będę wyglądała wyjątkowo pięknie czy wyjątkowo śmiesznie.
Zobaczymy, zobaczymy...